Rekrutacja
Dziś Andrzejki i zarazem imieniny naszego Mistrza. Bo czy artysta umiera naprawdę? Czy dzieła, które tworzył przemijają wraz z jego śmiercią? A może nabierają innego wymiaru, dopełniają się swoim uniwersalizmem, przewartościowują na poziomie interpretacyjnym?

Dlatego, chociaż fizycznie nie ma już z nami Andrzeja Wajdy, jednego z najważniejszych twórców kina, założyciela naszej Szkoły, pedagoga, wreszcie przyjaciela to jest on wciąż równie silnie obecny i żywy jak kiedyś.

W niedawno wydanej publikacji, w związku z 15-leciem Szkoły Wajdy, jeden z jej wykładowców – Udayan Prasad – zdradza Tadeuszowi Sobolewskiemu, jak bardzo tęskni za Wajdą. Zauważa też, iż twórca nagrodzonego canneńską Złotą Palmą Kanału – „Miał kino we krwi. I potrafił znaleźć sposoby wyrażania myśli. Znał wagę prostoty i bezpośredniości. Jego filmy nie są proste. Są ogromnie skomplikowane. Ale też wyjątkowo dostępne. I każdy jest zupełnie inny”.

Wojciech Marczewski, któremu Wajda zaproponował stworzenie Szkoły, jej Dyrektor Programowy, Prezes Fundacji Szkoła Wajdy, wybitny filmowiec wspomina na łamach tegoż jubileuszowego wydawnictwa swojego przyjaciela: „Pamiętam, że na początku warsztatów EKRAN Wajda był lekko stremowany. Dla niego była to nowa sytuacja, że wykładowcy nie ustalają wspólnej opinii, każdy mówi swoje. I dajmy na to, włącza się Edward Żebrowski: ja bym poprowadził ten scenariusz w inną stronę... Po dwóch tygodniach zajęć Wajda mnie pyta, czy taka ma być forma tych spotkań, że nie występujemy jako jedno ciało profesorskie, tylko każdy jest inny? Tak – mówię. A on, po swojemu, natychmiast to chwyta i zapala się: aha, fantastyczne”!

Z kolei Agnieszka Smoczyńska, autorka Arii Diva, Córek Dancingu, obecnie również wykładowczyni w Szkole na kursie scenariuszowym Script, powtarza zapamiętane słowa swojego nauczyciela: „Pamiętam, jak Andrzej Wajda powiedział mi trzy najważniejsze rzeczy, które reżyser powinien powiedzieć aktorowi podczas pracy nad sceną. Pierwsza to, kim jestem? Druga, jaka jest sytuacja, w której się znajduję? A trzecia, jaki mam cel”?

Tak, Andrzej Wajda od tego zaczynał, od pytania kim jesteś, kim jest Twój bohater? Potem rozwinął tę fundamentalną kwestię, pytając wprost, kim jest bohater naszych czasów? I wciąż szukał, konsekwentnie poszukiwał. Do końca był też człowiekiem otwartym i ciekawym.

„Wajda, którego obserwowałem w Szkole, był do końca chciwy nowych pomysłów, przychodzących ze świata. Nie zastygał w tym, co mu w duszy grało – wciąż szukał nowości. Myślę, że po to głównie przychodził do Szkoły, po to ją wymyślił. Powiedzieć o kinie, że się wie o nim wszystko – jak kiedyś Francis Ford Coppola – oznaczałoby koniec poszukiwań twórczych” – mówi Tadeuszowi Sobolewskiemu Maciej Sobieszczański, autor nagrodzonej na Międzynarodowym Festiwalu w Montrealu za reżyserię Zgody. 

Potrafił też zainspirować. Chociaż w Szkole nie uczył warsztatu filmowca, a bardziej kształcił wrażliwość w patrzeniu na kino to jego lekcje stawały się nierzadko tym przysłowiowym kamykiem wywołującym lawinę. Marcin Sauter, jeden z wykładowców prowadzonego przez Szkołę Przedszkola Filmowego, przywołuje taką historię: „Nie podobał mu się mój dokument Za płotem, ale spodobało mu się w nim jedno ujęcie. I tak pięknie o tym mówił, że wokół tego ujęcia zbudowałem na nowo cały film”.

Andrzej Wajda ufał i wierzył młodym. Miał też dystans do siebie. Kiedy świeżo upieczony krytyk filmowy, często tytułujący się później badaczem popkultury, po pokazie filmu Pierścionek z orłem w kornie, który niespecjalnie przypadł recenzentowi do gustu, w swej młodzieńczej bezpośredniości wypalił – czy nie czas, aby oddać pałeczkę i ustąpić pola kolejnemu pokoleniu filmowców? Wajda bez zastanowienia przyznał mu rację. Stwierdził też, że póki nikt inny nie chce zająć się takimi tematami w kinie, to on czuje za to odpowiedzialność, bo ktoś to musi robić.

Później po latach bardzo stawiał na tych młodych, na to nowe pokolenie. Po to między innymi stworzył, razem z Wojciechem Marczewskim, Szkołę. Kibicował swoim młodszym kolegom, jak mało kto. I oczywiście nie tracił poczucia humoru. – „Uczestniczył w różnych kursach, ale jego oczkiem w głowie było Przedszkole, kurs dokumentalny dla najmłodszych. Mówił im: nie wszyscy musicie zostać reżyserami, ale może któryś z was zostanie ministrem kultury i będzie dawał pieniądze na nasze filmy” – wyjawia wspomniany już Sauter.

Dlatego dziś, rok od śmierci Andrzeja Wajdy, przywołujemy go w tych kilku słowach, których zawsze będzie za mało, niewystarczająco. Słowa to jednak tylko zabieg formalny, kod komunikacyjny. Istotą jest to, żeby pamiętać o naszym Panu Andrzeju tak zwyczajnie, po ludzku, w sercu. Do jego filmów zawsze możemy wrócić, za każdym razem przeżyć je od nowa, od początku. Pamiętając jednak o człowieku, artyście i nauczycielu, zachowujemy go żywego, nieustannie obecnego. Dzięki temu z kolei dalej możemy zarażać się tym jego entuzjazmem oraz siłą. Czerpać bez ograniczeń z tej nauki, ponownie ją doświadczać, a w konsekwencji nabierać odwagi w realizacji kolejnych celów...

Składając te imieninowe życzenia, dziękujemy Panie Andrzeju…

Galeria