Rekrutacja
Wyróżnienie w Konkursie głównym filmów dokumentalnych, Nagroda Rogelio Paris In Memoriam, Nagroda od Fundacji natury i człowieka oraz Nagroda za zgranie dźwięku to laury, które przypadły w udziale filmowi Adriany F. Castellanos pt. Dos Islas podczas ostatniego, 17.Festiwalu Młodego Kina w Hawanie (Muestra Joven ICAIC, 2018).

Tym bardziej nie dziwi, za to bardzo cieszy recenzja, która ukazała się niedługo po zakończeniu kubańskiej imprezy. Jej autorem jest Daniel Céspedes, a przetłumaczyła Małgorzata Juszczak:

Historie osobistej i kolektywnej niepamięci, tajemnicza przyroda będąca wytworem ludzkiej wyobraźni… – wyspy wydają się trwać w nieustannym procesie stawania się, choć już przecież są określonymi, zajętymi i uregulowanymi terytoriami. Mają pewien wspólny mianownik ze względu na tak uwarunkowaną mentalność ich mieszkańców. Za poszczególnymi biografiami, które chcą zachować to, co już zdobyte, kryje się pamięć zbiorowa. Czasem wyspiarskość przywołuje sprawdzone już hegemoniczne wzorce kontynentalne po to, by móc otworzyć się na świat i wołać o choćby najmniejszą wymianę. Jeśli nie o przybycie Innego – to o jakikolwiek powiew świeżości. I nie chodzi tu o zapędy aneksjonistyczne, lecz o potrzebę powiększenia naszych osobistych niewoli, jak określa to poetycko Manuel Altolaguirre.

A co w sytuacji, gdy emigruje się z jednej wyspy (El Hierro, Wyspy Kanaryjskie) na drugą (Kuba)? W obliczu niedostatku zachowanych dokumentów pisanych i fotograficznych świadectwo ustne może stać się gwarantem pamięci. Ale nawet to nie wystarcza, zwłaszcza w obecnym kontekście przewagi kubańskiej emigracji nad imigracją. Reżyserka Adriana F. Castellanos towarzyszy z kamerą swojej babci ze strony matki, która z wielkim trudem próbuje odtworzyć w pamięci perypetie swojej podróży ze Starego do Nowego Świata. Nadrzędnym założeniem Dos Islas jest eksterioryzacja cierpienia, które utknęło gdzieś między utratą korzeni a marzeniami (nie)spełnionymi na kubańskiej ziemi. Elvira ma 102 lata i całkiem dobrze się trzyma. Jest skłonna podjąć wysiłek zrewidowania swojej pamięci pod warunkiem, że to wnuczka-reżyserka będzie jej przewodnikiem i zada odpowiednie pytania. Do jakiego stopnia może zainteresować widza ta intymna historia pewnej rodziny, która jednak nieobca jest wielu Kubańczykom? Okoliczności wczorajsze i dzisiejsze mają dużo punktów stycznych.

  

Wizja przybycia na wyspę przywołuje na myśl fantazje o pełnej przygód samodzielnej eksploracji. Czym innym jest jednak przyjechać gdzieś z własnej woli, a czym innym zostać do tego zmuszonym. Zadomowienie się w nowym miejscu, szczególnie po opuszczeniu innej wyspy, wymaga ogromnej siły charakteru; należy zachować ostrożność, by nasze osobiste plany nie kolidowały z zastanymi relacjami i normami społecznymi. Emigrant chce zacząć żyć w harmonii z innymi, zapuścić korzenie. Elvira przyjechała na Kubę z głową pełną marzeń i założyła tam rodzinę. Nigdy nie mogła – ani też nie chciała – wrócić do Hiszpanii. Boli miasto, które kiedyś było zamieszkane; boli nowy naród, którego dopiero co się nauczyła, boli też zaimportowana ojczyzna. Z upływem lat niektórzy nie są już w stanie wrócić – obawiają się, że wśród zmian nie rozpoznają samych siebie. Spojrzenie w twarz osobie, którą byliśmy kiedyś może być bardzo bolesne. Ale nie można zapomnieć, dlaczego i w jaki sposób staliśmy się tym, kim jesteśmy dzisiaj. W swoim Liście o wygnaniu (Carta sobre el exilio) María Zambrano pisze:

„Ludzie boją się pamięci, sądząc, że jej przywołanie odtworzy to, co minione, to znaczy pewne zdarzenia z przeszłości, które nie powinny się powtórzyć. Towarzyszy temu przeświadczenie, że, aby się przed tym ustrzec, należy o nich zapomnieć, że trzeba wykląć przeszłość, aby nie wydarzyły się ponownie. W rzeczywistości jest jednak całkowicie odwrotnie”.

Zatem żyć wspomnieniami? Przyjąć rolę ofiary, pogrążając się w nostalgii? Nostalgia to ponowne przeżywanie tego, co już minęło, a może i brak zainteresowania teraźniejszością. Czemuś służy owo spojrzenie z żalem w przeszłość i tęsknota odczuwana wobec pustki; bolesna świadomość niemożności powrotu oddala Elvirę od utopii i skłania ją do poszukiwania swoich osobistych antypodów w nadziei i samorealizacji. Owa utopia, zmaterializowawszy się, dekretuje swoją własną śmierć, tak jakby się na nią godziła. Ten poniekąd uprzejmy gest wyraża gotowość na to, by rozpłynąć się w nicości.

Choć film koncentruje się na krajobrazie wewnętrznym ponad-stuletniej staruszki, wątek przewodni Dos Islas dąży do kulminacji w postaci zakwestionowania, z tej właśnie wewnętrznej perspektywy Elviry, sensu pogodzenia się z fizycznym unieruchomieniem i wyruszenia – poniekąd z braku innych opcji – w podróż pamięci. Na tym etapie jej długiego i intensywnego życia Elvirze pozostaje już tylko to, co sankcjonuje Claudio Magris w Podróży bez końca (El infinito viajar):

„Nie ma podróży bez przekraczania granic – politycznych, językowych, społecznych, kulturowych, psychologicznych, również tych niewidocznych, odgradzających jedną dzielnicę od drugiej w tym samym mieście, granic między osobami, pokrętnych granic, które w naszym własnym piekle rozdzielają nas. Przekroczyć granice, jak również pokochać je – ponieważ określają rzeczywistość, indywidualność, nadają jej kształt, ratując przed utratą formy – lecz nie wielbić ich, nie czynić z nich bożków żądnych krwawej ofiary. Wiedzieć, że są giętkie, tymczasowe, ulotne jak ludzkie ciało i dlatego zasługują na miłość; śmiertelne w tym sensie, że podległe śmierci, podobnie jak sami podróżnicy, nie widzieć zaś w nich pretekstu do śmierci i jej przyczyny, jak zdarzało się to tyle razy i zdarza nadal”.

Ta wewnętrzna pielgrzymka Elviry jest, rzecz jasna, konsekwencją decyzji, by oddać się bez reszty tej właśnie wyspie – Kubie. „Nadal jestem zakochana”, wyznaje wnuczce, która być może pewnego dnia zechce odnaleźć się w innej szerokości geograficznej. Przysługuje jej przecież prawo – nie tylko zresztą jej, ale także każdej osobie z podobnymi aspiracjami – do poznawania świata i sprawdzenia się w innym kontekście społeczno-kulturowym. Nie oznacza to bynajmniej lekceważenia pamięci, ani tym bardziej tożsamości danej jednostki.

 

Dos Islas to propozycja wyruszenia w podróż wewnętrzną, aby zrozumieć nasze miejsce w świecie. Przywiązanie do danego obszaru musi być bowiem świadome. Wyspa (wyspy), podobnie jak cała rzeczywistość będąca udziałem jej mieszkańców, została najpierw przemyślana, następnie odczuta, i wreszcie kulturowo przekształcona. Grecki poeta Kawafis pisał:

„Szczęśliwy ten, kto zachowuje swą Itakę w sercu, choćby jego mała i biedna ojczyzna nie dotarła na wyspę i nosiła zgoła inne imię”.

Jaki azymut obierze wnuczka po zebraniu tego audiowizualnego zapisu dziedzictwa swojej rodziny? Zwykła – wydawać by się mogło – rejestracja rodzinnego domu Adriany na Kubie ma nie tylko funkcję ilustracyjną, ale również symboliczną; skrywa zawoalowane wymaganie poszanowania dla tej spuścizny i zadbania o nią. Zwróćmy uwagę na scenę w ogrodzie, w której matka wskazuje: „Spójrz na ogród, na rośliny, na owoce...”. To tak jakby młoda artystka miała sobie uświadomić: „Masz dach nad głową i nasze wsparcie. Wiesz już, skąd pochodzi wszystko, co odziedziczyłaś. Czy teraz zechcesz tu zostać i oprzeć się na tym, co zbudowała twoja babcia Elvira?”.

Pod koniec filmu babcia i wnuczka śpiewają i tańczą w rytm klasycznego kubańskiego utworu z rodzaju danzonete, zatytułowanego Zrywając z rutyną (Rompiendo la rutina). Kamera skupia się na stopach obu kobiet z pomalowanymi paznokciami. Elvira – zmęczona – oddala się. Adriana zostaje jeszcze chwilkę – podszeptując refren piosenki, powoli wychodzi z kadru. Zakończenie filmowej opowieści jest niezwykle trafne i silnie nacechowane znaczeniowo z uwagi na to konkretne rozwiązanie estetyczne.

Dos Islas w reżyserii Adriany F. Castellanos to jeden z najmniej pretensjonalnych i najbardziej wzruszających dokumentów 17. edycji Festiwalu Młodego Kina organizowanego przez Kubański Instytut Sztuki Filmowej i Przemysłu Filmowego.

Autor: Daniel Céspedes

Galeria